Po ostatnich wakacjach jestem mega najedzona, żeby nie powiedzieć brzydko nażarta...na wagę łazienkową boję się stanąć, niech sobie poczeka, obrośnie kurzem za jakiś czas ;) Co ja się będę denerwować krótko po wakacjach ;)
Powodów pewnie byłoby troszkę chociażby te talerze na śniadanie, lunch i kolację, które nie miały już wolnej przestrzeni aby cokolwiek na nie zmieścić, a nawet widelec z trudnością się poruszał. Postanowiłam sobie, że spróbuję wszystkich owoców morza jakie zaserwują - jeśli czegoś nie przeoczyłam to jestem z siebie dumna - jak wrażenia??hmmm mogę uznać moją drogę za rozpoczętą i nie zamknięta z chęcią do próbowania ponownie, jedyne na co się nie zdecyduję w chwili obecnej to przyrządzanie, ale pewnie kiedyś taki czas nastanie :)
Oliwki greckie to dla mnie niebo w gębie, tzatzyki również, za jogurt grecki dałabym się pokroić na malutkie kawałeczki - jest przepyszny! Wymieniać mogłabym w nieskończoność - dlatego nasza wyprawa nie mogła się obejść bez wizyty w miejscowym sklepie oraz zakupie niektórych smakołyków : feta, oliwki, tuńczyk, pasta z zielonych i czarnych oliwek, suszone pomidory,miód z kwiatów pomarańczy,przyprawy, oliwa i raki (private production) chałwa, a nawet cebula żeby móc odtworzyć smak greckiej sałatki...Do tego kilka łupów z okolicznych drzew - granat i limonka oraz niedojrzała pomarańcza, która w momencie zrywania wydawała mi się innym gatunkiem limonki :) Do zdjęcia nie załapała się feta, bo wylądowała w lodówce, figi i winogrona...bo zaczęły niebezpiecznie znikać w naszych brzuchach :)
Poniżej kilka fotek mojego talerza - oczywiście nie jednego i talerzy moich znajomych...wybaczcie nieciekawą jakość - były robione głównie telefonem, lub bez flesza żeby nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi ;)
Życzę miłego oglądania i oblizywania ślinki,a wkrótce moje próby odtworzenia smaków z wakacji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz