Jak zwykle w rodzinie z dziećmi i takiej gdy święta nie siedzimy spokojnie na kanapie tylko jesteśmy w rozjazdach, wielu rzeczy nie zdążyłam...
Ale nie będzie to post o tym czego nie zdążyłam.
Od kilku lat co święta wędzimy wędlinki...zakupiliśmy do tego fachowy sprzęt jakim jest wędzarka, niestety z powodu braku miejsca, balkonu itp trzymamy ja u mojej mamy i właśnie u niej rozpalamy, dokładamy i czuwamy - tu pewnie wtrąciłby się mój mąż, bo to on głównie czuwa przy mięsku :)
Cały etap zaczyna się zawsze około tygodnia wcześniej wtedy przygotowujemy mięsko i zalewę, przykrywamy wszystko talerzem i dociskamy - my akurat słoikami napełnionymi woda, choć w dawnych czasach robiono to kamieniami
Później przez tydzień czasu mięsko się moczy i oczekuje aż trafi do wędzarki...
w tej to wędzarce wiszą sobie kilka, kilkanaście godzin - tym razem zeszło całe 12h, trochę drewna owocowego i trocin, a efekt cudowny :
Część wędlinki została dla nas, część poszła w świat do rodzinki i znajomych...może ktoś jeszcze ma ochotę???Zapraszam!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz